Wszędzie każą sobie płacić za kibelki - i to nie byle co, bo 2 zł czyli nieprzykładając 1 dolara. To co mam pod ścianę nasikać restauracji?
Jedyny ratunek w galeriach handlowych, które i tutaj nazywa się już "mallami". Tam co prawda 50 gr, ale opłata dobrowolna, a wysokość sugerowana. Zupełnie za darmo i bez wywierania presji na oddającego mocz jest np. w centrum handlowym na Bielanach.
Nikt nic nie wie... Rozumiem, że można być przyjezdnym i nie wiedzieć jak pokierować kogoś pytającego o autobus czy drogę, ale byliśmy w hotelowej recepcji, bo gdzie jak gdzie, ale tu powinni znać okolicę. Okazało się, że nie wiedzieli, gdzie jest poszukiwana przez nas ulica. Znaleźliśmy ją sami. Była oddalona o jakieś 200 m od rzeczonego hotelu. No może trzeba wytłumaczyć urocze, choć niezbyt rozgarnięte panie, że to rozbudowujące się Bielany (czyli jak mówię - Pierdziszewo, bo od centrum to ho ho, to już nawet nie jest Wrocław, choć chałupy mają niezłe) i bardzo podobne nazwy ulic o skojarzeniach florystycznych. Nie ma to jak starzy wyjadacze przystankowi, którzy wiedzą gdzie i jak dojechać oraz gdzie i jak wysiąść..
Trzeciej skargi zapomniałem nagle, ale jak sobie przypomnę to do niej wrócę
Aha, to jednak nie to, że sobie przypomniałm, ale czy pisałem już o rowerzystach? Bardzo ich dużo we Wrocławiu (sam bym pewnie korzystał z tego środka transportu), więc z braku wyznaczonych ścieżek manewrują po chodnikach między przestraszonymi przechodniami, bo na jezdni nikt ich nie poważa.
Wednesday, June 25, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment