Tuesday, September 23, 2008

Fuszerka TVN

Wczoraj obejrzałem materiał o "ginącym polskim Greenpoincie". Nie wiem, czy TVN nie miał innej zapchajdziury do swojego programu "Fakty po Faktach" w TVN24, ale pociagnął temat "Gazety Wyborczej", w której niejaki Grzegorz Sokół opisał (ale po łebkach) zjawisko gentryfikacji polskiej dzielnicy Nowego Jorku, którym tak czesto zajmowałem się w "Nowym Dzienniku". Problem w tym, że TVN pokazał temat jeszcze bardziej po łebkach niż GW. Pokazali zdjęcia, które 1,5 roku temu na Greenpoincie kręcił Marcin Wrona (wiem, bo to wtedy on pociągnął nasz temat o Polakach wracających z USA do Polski i wtedy miałem okazje go poznać), ale najlepsze, że w obrazki z Greenpointu jakimś cudem TVN wkleił budynek konsulatu w ... Chicago. Żeby położyć całkowicie temat poprosili o komentarz nt. Greenpointu starego Głowackiego i nie łączyli się z nim w Nowym Jorku, tylko w jakiejś restauracji być może w Warszawie (wnioskowałem po zmroku za oknem, charakterystycznych tramwajach i niespotykanych w USA autach). Czy nie było nikogo innego, który mógłby bardziej żywo i aktualnie opowiedzieć o Greenpoincie? Jeśli stacja, która ma w Polsce wyznaczać standardy dziennikarstwa telewizyjnego, odstawia taka fuszerkę w temacie, ktory znam, to co musi wmawiać ludziom w tematach, o których nie mają zielonego pojęcia...
A przecież taką stację stać na posłanie reportera na parę dni do NY (zwłaszcza, że jest sejs ONZ, a może i materiały do innych reportazy mozna by pozbierać). Ale nie, łatwiej zerżnąć temat z innego źródła, wpuścić na wizję gadajacą głowę, a ludziom kilka powtarzanych w kółko obrazków i jakoś to będzie. Ani GW ani TVN nie wspominali o ludziach, którym jednak się powiodło, choćby z tego powodu, że mają na Greenpoincie własne domy i właśnie dzięki szybującym po planach rewitalizacji nabrzeża East River cenom nieruchomości zarobią fortunę, bądź już zarobili, jeśli sprzedali budynek. Po prostu Manhattan się zapchał, bogatsi, ale jeszcze nie chorobliwie bogaci nowojroczycy szukają nowych przestrzeni - stąd popularność tuż za rzeka zlokalizowanego Williamsburga, a że i ten nie jest z gumy, lud poszedł na północ na Greenpoint. A że rosnace ceny wypierają słabszych ekonomicznie, proces migracji Polaków do innych dzielnic NYC jest widoczny juz od jakiegos czasu.

Friday, September 19, 2008

ZUS srus i metro

Po 1,5 miesiąca udało nam się w końcu odebrać upragnioną książeczke ubezpieczeniową (oby nie była potrzebna).

Moglismy ją odebrać co prawda wcześniej, ale właściwy ZUS mieścił się na Pradze, (właściwie dla miejsca zatrudnienia Kasi), a godziny pracy Kasi oraz brak pod tym względem współpracy ze strony ZUS, który otwarty jest od 8 do 17 albo 15 skutecznie nam przeszkadzał. Za każdym razem wyprawa do ZUS-u wiązała się z padającym deszczem, fatum jakieś czy co? W sumie ZUS odwiedziliśmy 4 razy, w tym 3 na Pradze. Raz pierwszy poszliśmy na Czerniakowska koło nas (gdzie mieści się centrala), ale tam wyjasniono nam, że chodzi o ZUS wlaściwy dla miejsca pracy. Przy okazji po odpowiednie formularze musieliśmy stać do dwóch róznych okienek, a w każde z nich zajmowało się tylko jedną sprawą, więc nie sposób było się dowiedzieć wszystkiego od jednej osoby. Na szczęście za każda naszą wizytą bylismy pierwsi w kolejce, bo przychodziliśmy zaraz po otwarciu, unikając tłumów pojawiających się chyba w godzinach popołudniowych.

No więc wyprawa na Pragę. Grochów i te sprawy. Wszystko gładko za pierwszym razem, pani przyjęła wniosek i zdjęcia i kazała pojawić sie za tydzień. Czujność nakazała zadzwonić, by sprawdzić czy książeczka gotowa czeka i by nie jechać na darmo. O ile w ewtorek zadzwoniłem i jeszcze nie było "ale jeśli miała być do odebrania za tydzień to powinna być w czwartek" - usłyszałem przez słuchawkę. W środę już sie do ZUS-u nie dodzwoniłem, stąd wniosek o popołudniowych tłumach w urzędzie. No a gdybym sie dodzwonił, dowiedziałbym się, że cos jest nie tak. Otóż dopiero w czwartek na miejscu dowiedzielismy się, że oczywiście pracodawca zgłosił, ale przez internet, więc my nie mamy na to dowodu, no i książeczki bez podpisu naczelnika wydać nie możemy. Tutaj miejsce na załamywanie rąk... Skoro istnieje system, który pozwala pracodawcom zgłaszać elektronicznie pracownika do ZUS-u to po jakiego każe się temu samemu pracownikowi przyjść z wydrukowaną stroną-potwierdzeniem zgłoszenia? To niestety nie jakieś żarty, a rzeczywistość. Dodam tylko, że Kasia musiała sama wychodzić sobie te książeczkę, bo pracownicy firm zatrudniających do 20 osoób tak mają. Tym większym wszystko załatwia pracodawca. No i po książeczke mogliśmy pojechać dopiero dzisiaj, bo choć wydruk z przedszkola o zgłoszeniu Kasi nosiła w torebce, to nie było czasu ani ochoty na zbyt wczesne wstawanie i odwiedzenie ZUS-u przed pracą. No ale w końcu książeczka jest...
Gdyby nie to, że czuje się zrobiony przez Państwo w konia - bo płacę składke i jeszcze muszę uganiać się za swoją książeczką i odpowiadac za to, że internetowy system jest jakiś niewydolny - to w sumie ta machina urzędnicza nie jest taka zła, bo panie nawet uśmiechniete i mozna sprawy w miarę sprawnie załatwić, pod warunkiem, że przychodzi się do urzędu o 7:59 rano.

Miało byc jeszcze o metrze, ale sie o ZUSach rozpisałem, więc będzie krótko. Niewidoma osoba wpadła pod metro w Warszawie, bo na krawędziach peronów nie ma żadnych oznaczeń wyczuwalnych dla niewidomych. Nieszczęsnik na szczęście przeżył. Załamała mnie wypowiedź rzecznika metra, że nie ma żadnych zabezpieczeń, bo nie ma żadnych międzynarodowych norm. To muszą być normy, żeby umożliwić niewidomym bezproblemowe korzystanie z metra? Wystraczyłoby zamontowanie na całej długości peronu jakiejś blachy z wypustkami. Poza tym ta przerwa miedzy peronem a pociągiem to też problem - są one zaskakująco duże i mozna sie zagapić.


Oto jak wyglądają krawędzie peronów metra w Nowym Jorku. Mają "wypustki":

Choć na niektórych starych stacjach są czasem zwykłe żółte dechy.
A tak to wygląda w Warszawie... Koniec peronu widzą tylko widomi zwani też widzącymi. Dla niewidomego to bariera.

Thursday, September 18, 2008

Co z tym euro?

Dlaczego rząd tak ciśnie w kierunku wspólnej europejskiej waluty? Czy nie ma aktualnie ważniejszych rzeczy w Polsce? Czytałem sondaż, z którego wynika, że wiekszośc Polaków popiera wprowadzenie euro. Ja jestem sceptyczny. We wszystkich krajach, które przyjęły euro ceny lekko wzrosły. Życie w Polsce i tak jest juz drogie, więc bardzo mnie to wszystko martwi. Na pewno przydałaby się porządna kampania informacyjna o skutkach. Chlebowski z PO mówi, że referendum nie bedzie potrzebne (czego chce PiS), bo Polacy wypowiedzieli się za euro podczas referendum nt. wstąpienia do UE. Niezupełnie. Jak wskazują przykłady kilku państw, można być w UE od dawna i wciąż mieć tradycyjna walutę. Dania i Szwecja odrzuciły nawet euro w referendum (a Wlk. Brytania glosami parlamentu). Więc i ja na ten temat chciałbym sie wypowiedzieć w powszechnym głosowaniu. Dziwna jest tez dla mnie debata na temat: co ma być na rewersie polskiego euro? Jan Paweł II, bocian, Adam Małysz...? A według mnie powinien po prostu zostać polski orzeł.

Wednesday, September 17, 2008

Niewolnicy telewizora

Bardzo bawi mnie, jak polscy politycy stali sie zakladnikami wizji. Uswiadomilem sobie do jakich rozmiarow uroslo to zjawisko, kiedy premier Tusk wystepowal w TVN24 u Olejnik. Czy znacie jakies inne panstwo (tylko bez egzotyki i dyktatur), w ktorym premier za pieniadze podatnikow jezdzi czesto do wybranej stacji TV, by udzielac wywiadow? Powaga urzedu wymagalaby, aby to Olejnik z cala ekipa zainstalowana sie w KPRM na czas wywiadu. A jeszcze niedawno PO psioczyła na PiS, że politycy tej formacji gremialnie podróżują do Torunia, by wystąpić w tamtejszych mediach.
A PiS-owi widać doskiera nakaz "bojkotowania" TVN, skoro coraz częsciej ten i ów nie wytrzymuje i pokazuje się w telewizji. Tak jak ostatnio poseł Girzyński, który jednak od razu przeszedł do samobiczowania się i świadomy swojej winy zgłoił wniosek o ukaranie go za występ w telewizji.
A w związku z ostatnia mania kastracyjną premiera - polecam rozszerzyć ideę kastracji na gwałcicieli w ogóle. A co... A że ktoś wspomniał, że konstytucja nie pozwala na przymus? "To zmienimy konstytucje" - powiedział Nowak. W tym też niestety przypomina swoich poprzedników.

Monday, September 15, 2008

Syberia to czy Polska

O co chodzi z tą temperaturą. Jakby ktoś wyciągnął ogromną wtyczkę z kablem prowadzącym od jeszcze większej farelki i zrobiło się dwa razy zimniej. Kurczę, gdzie ta złota polska jesień, gdzie to babie lato...? Czy jeszcze będzie parę dni ciepła? Przecież to w końcu kalendarzowo patrząc jeszcze lato! A tak zacznie się najbardzie dołująca pora roku. Ani to ładna jesień, ani już zima, takie ponure przedzimie. I pomyśleć, że w Nowym Jorku prawie 30 stopni. Tam to były piękne jesienie :)

A w telewizorze non stop jakieś kłopotkopiterowskie kłótnie. Mam wrażenie, że wszystko po to, aby przykryć nieróbstwo rządu. Bo przecież już prawie rok rządów PO, a jakoś niewiele z tego wynikło. Miało żyć sie lepiej i wygodniej, a nasza krucjata z ZUS-em (by dostać książeczke ubezpieczeniowa do lekarza) trwa już półtora miesiąca. Nie dość, że człowiek płaci, to jeszcze pół miasta musi jechać w kolejkę, bo takie są przepisy, że jeśli mała firma, to pracownik musi sobie sam wychodzić tę książeczkę. Jutro jedziemy po odbiór w końcu. Jesli będa jeszcze jakieś problemy, to jutro o tym tutaj napiszę.

Ogladałem też wczoraj program Lisa - pierwszy raz po przyjeździe z USA i pierwszy raz w ogóle. Temat: kastrcaja pedofilów. Oczywiście tendencyjne pytanie w sondzie sms: czy jestes za chemiczna kastracją? Nieważne, że zabrakło wzmianki o tym, że miałaby ona być wykonywana bez zgody pedofila, czyli łącznie z wyrokiem. Nie przeszkodziła też Lisowi opinia psycholog, że chemiczna kastracja to tylko hormony, a wiele zostaje w głowie i potrzebna też jest terapia. Jakoś tego tematu nie pociagnął. Jakiś ogólnie słaby ten program.

Wednesday, September 10, 2008

Eskimos a sprawa polska

Czytam w polskiej prasie relacje z kampanii wyborczej w USA i czasem aż oczom nie wierzę. Kiedy tylko opisują kandydatkę na wiceprezydenta u boku Johna McCaina - Sarę Palin - zawsze wspominają o jej "eskimoskim mężu". Nie wiem, może w ten sposób chcą zwrócić uwagę czytelnika na zdjęcie pana Todda Palina, który jednak nie ma futra na sobie. Gorzej, źe piszą tak amerykańscy korespondenci polskich pism, którym przecież pewne nawyki powinny już wejść - jak to się mówi - w krew. A przecież określenie "eskimos" na rdzennych mieszkańców jest już od dawna uważane za lekko pejoratywne w Północnej Ameryce oraz na Grenlandii. Ale my zawsze jesteśmy krok do tyłu jeśli chodzi o obycie w świecie, a cały czas krok przed resztą świata jeśli chodzi o rasistowskie zapędy. Pamiętam jak podczas Euro 2008 komentujący mecz nie mówili inaczej jak o piłkarzu Gurreiro nie inaczej jak "Brazylijczyk", choć - pomijając tryb uzyskania obywatelstwa - był przecież w tym wypadku Polakiem reprezentującym swoją przybraną ojczyznę. Czy zatem mówiąc o Nelli Rokicie będziemy mówić "niemiecko-rosyjska posłanka na Sejm"?

Monday, September 1, 2008

Po wakacjach...

Czas na powrót do bloga. Wakacje, które dla nas tak właściwie istniały tylko w kalendarzu, bo oboje pracowaliśmy w naszych nowych warszawskich miejscach pracy. Dla nieznających tematu: mieszkamy na Mokotowie, pracujemy i na razie Warszawa nam sprzyja, choć jest cholernie droga. Ale z drugiej strony, gdzie nie jest drogo...

Coś jednak korciło, by pokomentować trochę zjawiska zaobserowwane tu i ówdzie, więc dziś przyszła pora na dwie rzeczy - warszawski bieg i fałszywą troskę o środowisko naturalne. Wczoraj było meganagłaśniane wydarzenie, czyli tzw. Human Race organizowany przez firmę Nike. Dla firmy to oczywiście tzw. win-win situation - nie dość, że ludzie płacili wpisowe, żeby dostać koszulke i pobiec, to jeszcze cała akcja ma dla Nike wymiar reklamowy. Ze strony miasta wygladało to mniej więcej tak: weźmiemy udział w tym przedsięwzięciu, udostępniając ulice miasta dla biegaczy (ok. 1 mln wg organizatorów), będzie to wszystko ładnie wygladało w TV na całym świecie, no bo jakże by mogło Warszawy zabraknąć w tym wydarzeniu. Mniej, albo w ogóle natomiast pomyślano o jakiejś organizacji tego wszystkiego. Mam tu na myśli komunikacje publiczną, zdezorientowanych kierowców autobusów, którym pan na przystanku mówił, jak mają dalej jechać objazdami (najwyraźniej kierowcy nie mają radiowego połaczenia z bazą), centrum miasta kompletnie zakorkowane, gorzej niż w popołudniowych godzinach szczytu. Dystans, który normalnie pokonuję w 5-10 minut, wydłużył sie do godziny. Tkwilismy tak sobie w autobusie, a w miedzyczasie uciekały nam bilety na przedstawienie w Fabryce Trzciny. Moje wrażenie jest takie, że władze miasta pozwoliły na bieg, zupelnie nie przygotowując do tego transportu publicznego w myśl znanej i lubianej w POlsce zasady: jakoś to będzie. No i rzeczywiście, jakoś było. Chwała biegaczom i mieszkańcom zamkniętym w puszkach na kołach, że to przetrwali... W końcu trwało tylko godzinke, ale akurat te godzinkę, którą przeznaczyliśmy na dojazd na Pragę.
Oczywiście w większości innych miast na mapie świata biorących udział w tym wydarzeniu ciężar komunikacji w momencie biegu wzięło na siebie metro. W mieście jednej linii metra nie jest to niestety możliwe...

Czas skupić się na drugiej sprawie - tyle sie trąbi o ochronie środowiska i nawet duże sieci handlowe się do tego przyłączyły... Bullshit! Taki Carrefour z tymi swoimi torbami biodegradowalnymi. Wszyustkich robi w konia. Niby taki pro-eko, bo torby i w ogóle, ale na torbach zarabia 60gr (co jestem w sklepie to ludzie ładują w nie zakupy, czyli koszt nie odstrasza), torby ale jesli chciałbyś oddać butelki po piwie, to zapomnij. Raz - trzeba mieć paragon i to nawet przy wymianie butelek pustych butelek na pełne piwa. A np. na takiej Chełmskiej, choć duża tablica mówi, ile kosztują butelki po piwie (kaucja), to butelek nie przyjmujemy, bo alkoholu nie sprzedajemy. To po kiego ta tablica...? Takich absurdów będę notował więcej.
Szkoda tylko, że te sklepowe sieci spożywcze dobijają takie małe indywidualne sklepiki, a później mają klienta w dupie. Bo i tak nie ma wyjścia i do nich pójdzie. Nawet jeśli w Tesco przyjdzie mu stać 42 minuty w kolejce do jednej czynnej kasy (Tesco przy Agorze).

Ale żeby nie było tak zupełnie be przy tym pierwszym po wakacjach wpisie chciałbym ninijszym pochwalić warszawską ofertę basenową. Te ośrodki są naprawdę super i choć niektóre droższe, niektóre tańsze, warszawskie baseny są porządne i zadbane. Polecam Inflancką - 10 zł za 90 minut. To chyba jakiś chlubny cenowo wyjątek.