Wednesday, June 25, 2008

2 słowa o Polamerze

Mówię Wam przyszli reemigranci i repatrianci omijajcie tę firmę szerokim łukiem. Przez tydzień sytuacja się nie zmieniła i kontener wciąż tkwi w Bremerhaven. Najgorsze jednak, że nie widzą dlaczego i kiedy ta sytuacja może ulec zmianie. A z Poloneza dziś dostaliśmy kolejną paczuszkę. (Kilka postów niżej jest zdjęcie pudeł na dowód, że nie ściemniam). Więc zdecydowanie polecam tę firmę. Z innych nie korzystałem. Co mnie podkusiło z tym Polamerem raz...?

"Polamer!"
"Co?"
"Ty wiesz co"

Kolega mnie pocieszył, że są firmy,które nie opłacają kontenerów i armator zatrzymuje je w porcie do czasu uregulowania należności. Mam nadzieję, że to nie dotyczy naszych majtek, gumiaków i co my tam jeszcze wysłaliśmy...

Extreme commuters

Tak nazywała się pewna rubryka w darmowym dzienniku "AM NY", w której opisywano ludzi dojeżdżających do pracy godziny i setki mil. Nadawalibyśmy się...

Tak my się czujemy teraz, wstawając wczesnymi rankami. Najpierw był kurs na Kraków - pobudka o 2:40 na pociąg z Opola. Teraz kurs na przedszkole na Bielanach - pobudka o 5:27, by dojechać autem na pociąg do Wrocławia, skąd autobus w stronę Bielan (czyli właściwie w stronę punktu wyjścia), a będzie jeszcze kurs na Warszawę - autobus o 5:40, więc pobudka pewnie przed piątą z Opola. (Przy okazji mijaliśmy zacny kompleks basenów we Wrocławiu, aż by się wskoczyło...).

A teraz chciałbym wrócić do przedszkola, w którym była na próbę Kasia. Jak to mi opisywała - jeden wielki bałagan. Aż się nie chce wierzyć, że międzynarodowi rodzice bulą po 700 złotych polskich. Brak jakiegokolwiek programu zajęć, porządku, zabawek brak, międzynarodowe dzieci biegają gdzie chcą i jak chcą, a do tego na kilkadziesiąt dzieci niewystarczająca ilość opiekunek-wychowawczyń (a do tego Kasia jak się okazało miała jedyna studia pedagogiczne, nawet niekierunkowe) tak więc starsze biją młodsze, a w chwili nieuwagi pań (o co łatwo w takim tłumku rozbrykanym) gremialnie wychodzą przez duże okno na parterze na ulicę. W takich warunkach trudno zapanować nad wszystkimi, biorą pod uwagę brak zapewnienia podstawowych wymogów bezpieczeństwa. A jak coś się stanie, to kto będzie odpowiadał? Wychowawczyni. A jeszcze szefowa mówi o zwiększeniu grupy dzieci... Czy ktokolwiek kontroluje te placówki?
Mam wrażenie, że naciąga się tych zagranicznych ile wlezie, a nauczycielkom płaci licho - okazało się, że jednak 1200 zł. Dziękujemy. W poniedziałek - Warszawa, choć wciąż mi szkoda tego Wrocławia... No ale nic nie jest na zawsze i może się wróci...

Fauna okolic Wzgórz Strzelińsko-Niemczańskich

Muszę przyznać, że tyle dzikiej zwierzyny, co podczas ostatnich dni to ja w swoim życiu nie wiedziałem. I nie liczę tutaj tej rozjechanej na drogach...

Bażanty, zające, sarny, jelenie, lisy nawet, o jaszczurkach i zaskrońcach nie wspominając. A wszystko to za sprawą naszych wypadów rowerowych po polach i lasach oraz spacerów. Jeden bażant był spory, rzekłbym dorodny, to bażancisko wręcz było. I uciekał przed nami po ścieżynce odważny grubas zamiast od razu się schować w krzaczory. A jeden z lisów był takich rozmiarów, że z odległości ok. 150 metrów było go widać bardzo wyraźnie. Szliśmy pod wiatr, więc długo nas nie mógł wyczuć, zwęszyć znaczy się. Uciekł w pole po dłuższej chwili... Nie udało mi się jednak żadnego z okazów nowoleskiej fauny sfotografować, bo tak szybko uciekają. Udało mi się za to złapać to:

Ciekawych okazów flory też nie brakuje. Była też więc niezapomniana plantacja marihuany koło Henrykowa, ale tym razem aparatu nie miałem. Obiecuję tam wrócić. No i szabrowany słodki groszek na "bezpańskim polu", ale o tym sza.

A z tego wszystkiego to za sprawą tych Kasi hard-corowych tras to już nawet tylne koło lekko skrzywiłem. Nie żeby "ósemka", ale mnie lekko denerwuje...

No i nareszcie spadł deszcz. I dobrze, bo bardzo sucho było. A na początku nawałnica dawała nieźle... Aż nic nie było widać przez okna. Tak zacinało i wiało...

3 zażalenia

Wszędzie każą sobie płacić za kibelki - i to nie byle co, bo 2 zł czyli nieprzykładając 1 dolara. To co mam pod ścianę nasikać restauracji?

Jedyny ratunek w galeriach handlowych, które i tutaj nazywa się już "mallami". Tam co prawda 50 gr, ale opłata dobrowolna, a wysokość sugerowana. Zupełnie za darmo i bez wywierania presji na oddającego mocz jest np. w centrum handlowym na Bielanach.

Nikt nic nie wie... Rozumiem, że można być przyjezdnym i nie wiedzieć jak pokierować kogoś pytającego o autobus czy drogę, ale byliśmy w hotelowej recepcji, bo gdzie jak gdzie, ale tu powinni znać okolicę. Okazało się, że nie wiedzieli, gdzie jest poszukiwana przez nas ulica. Znaleźliśmy ją sami. Była oddalona o jakieś 200 m od rzeczonego hotelu. No może trzeba wytłumaczyć urocze, choć niezbyt rozgarnięte panie, że to rozbudowujące się Bielany (czyli jak mówię - Pierdziszewo, bo od centrum to ho ho, to już nawet nie jest Wrocław, choć chałupy mają niezłe) i bardzo podobne nazwy ulic o skojarzeniach florystycznych. Nie ma to jak starzy wyjadacze przystankowi, którzy wiedzą gdzie i jak dojechać oraz gdzie i jak wysiąść..

Trzeciej skargi zapomniałem nagle, ale jak sobie przypomnę to do niej wrócę

Aha, to jednak nie to, że sobie przypomniałm, ale czy pisałem już o rowerzystach? Bardzo ich dużo we Wrocławiu (sam bym pewnie korzystał z tego środka transportu), więc z braku wyznaczonych ścieżek manewrują po chodnikach między przestraszonymi przechodniami, bo na jezdni nikt ich nie poważa.

Bez gogli

Spadły mi z oczu różowe gogle, a raczej okulary. Z pracy w Google nici.

To znaczy kiedy zacząłem się już trochę na nią napalać ponieważ rekrutacja była dość zaawansowana, no i do tego Wrocław, a wszystko to pomimo tego, iż zupełnie nie pasuje do tego, co do tej pory robiłem, wtedy przysłano mi maila o treści "na razie dziękujemy, ale zachowany pana dane". Trochę szkoda, nie ukrywam, bo zawsze to praca i do tego we Wrocławiu, ale z drugiej strony nadzorowanie internetowych ogłszeń po niemiecku to jednak "trochę odbiega od moich umiejęności i zainteresowań".

Niewykluczone, że po pewnym czasie zacząłbym się męczyć, no ale nigdy się tego nie dowiem. Brutto oferowali 3750, więc był się o co starać. Przeszedłem w sumie 3 wywiady telefoniczne i bardzo dobrze zaliczyłem test językowy z niemieckiego, ale widocznie i oni zorientowali się, że stanowisko do mnie, a ja do stanowiska nie pasujemy.

Aż zaczynam żałować, że tak łatwo wypuściłem ten TVP Wrocław... A tu jeszcze w parku handlowym na Bielanach (tak to się nazywa) spotykam tę kobietę, która mnie "wprowadzała"... Wszystkie media wrocławskie zapchane - tzn. dwie gazety i trzy rozgłośnie radiowe. Biur prasowych niewiele, a te co są także nikogo nie potrzebują. W jednej z takich firm (duży koncern chemiczny, m.n. farby z kameleonem) rekrutuje, jak sie okazało, moja koleżanka z liceum. Przy okazji odkryłem, że we Wrocławiu mieści się (i rekrutuje!!!) wydawnictwo emitujące na rynek pismo "Twój Weekend" i "Przez Dziurkę od Klucza" tudzież inne pisemka, dla których potrzebują redaktorów. Chyba do wymyślania jakichś erotycznych historyjek, bo chyba nie do wywiadów z tymi panienkami ze zdjęć ...

Teraz kurs na Warszawę. W poniedziałek rozmowa w redakcji wydawanego po angielsku tygodnika Warsaw Business Journal. Przypomina mi się co mówił mój kolega Marek - jak praca w Polsce i do tego w mediach to tylko w Warszawie. Reszta ciężka i poobsadzana. No i kurczę trzeba będzie się w tej Warszawie wypróbować - wszystko na to wskazuje.

Za to z Kasią zupełie inna historia. Ja tutaj czekam sobie na nią, popijając herbatkę i podjadają kanapkę na drugie śniadanie, a ona już się sprawdza jako przedszkolanka (przepraszam: nauczyciel wychowania przedszkolnego) w przedszkolu międzynarodowym na Bielanach. Wypiździewo, że hej i na dłuższą metę bez auta/mieszkania we Wrocławiu nie pociągniemy. Ale jeśli jej się spodoba i zapłacą jej 1650 to jednak beze mnie pracującego nic nie wynajmiemy i kółko się zamyka.

Lipa. Chyba byłem zbyt optymistycznie nastawiony do tego wszystkiego. Myślałem, że będzie o niebo łatwiej. Nie sądziłem, że aż tak mocno to będę przeżywał. Kasia mnie pociesza na każdym kroku, ona to jednak ma w sobie optymizm. Nie ma co... A ja się na niej wyżywam tymi swoimi marudzeniami...

Teoretycznie możemy się jeszcze tak "bujać" do końca wakacji, bo mamy oszczęności, ale ileż można? Poza tym chciałoby się już mieć jakiś swój kącik, ale żeby go mieć, oboje musimy zarabiać. Albo przynajmniej jedno z nas nieźle. Koniec kropka.

No ale dość już użalania się nad sobą. W końcu to jest najłatwiejsze... Może do końca tygodnia coś się jeszcze dla mnie pojawi we Wrocławiu...

Friday, June 20, 2008

Co z tym Polamerem?

I kiedy już po kolejnej nieudanej próbie kręcenia do warszawskiego biura Polameru miałem już zabierać się za pisanie maili w stylu "co jest %$@#%$?" po tzw. próbie ostatniej szansy odezwał się ludzki głos.

Mimo że mija właśnie 7 tygodni od wysłanie paczek, kontener tkwi w Bremerhaven i najwcześniej będzie w Polsce w przyszłym tygodniu, co nie znaczy, że właśnie wtedy do nas dotrze.

Wrocław opanowali rowerzyści. Nie jest to co prawda jeszcze Amsterdam czy Kopenhaga, ale widać, że jednoślad to bardzo popularny środek lokomocji, bo najtańszy. Wiele zapiętych rowerów rzuca się w oczy niemal na każdym kroku w centrum. Niestety nie ma tu ścieżek rowerowych, a więc rowerzyści manewrują po chodnikach między przeraźonymi przechodniami.

Nie wiedziałem, że aż tak bardzo będzie mi przeszkadzało, kiedy ktoś pali obok mnie w knajpie czy restauracji, nawet na świeżym powietrzu pod parasolkami. Mam tak chyba po "smoking-free" lokalach nowojorskich. Czuje się dyskryminowany i moja toleranacja dla trujących mnie palaczy z sąsiedniego stolika wynosi 0 (słownie: zero)...
Przypominam sobie też, że raz nieopatrznie wsiedliśmy do wagonu dla palących. Kiedy pytaliśmy, że są wolne miejsca pewien pan nam uświadomił nasz błąd ("państwo palą?"). W następnym przedziale już sami zapytaliśmy tam siedzących, po czym pani demostracyjnie położyła z hukiem paczke fajek na półeczce pod oknem. "Ja" - odparowała. Poszliśmy do innego wagonu... A nawet w tych dla niepalących i tak kopcą w przejściach...

Wczoraj po raz pierwszy po niemal 3 latach jechaliśmy, znaczy prowadziliśmy samochód (ja w jedną stronę, Kasia z powrotem). Tego się jednak nie zapomina... Działaliśmy na zasadzie commutingu - dojazd do stacji, po czym pociągiem do Wrocławia. Kasia miała swoją rozmowę, a ja kolejny wywiad przez telefon z Google (za każdym razem inna osoba, ale za każdym razem pytają o to samo przez 45 minut). Zobaczymy co z tego wyjdzie...W każdym razie tak się przyzwyczailiśmy do posiadania własnego kąta, że bardzo teraz tego brakuje podczas tego przejściowego okresu, który mam nadzieję skończy się jak najszybciej.

Wednesday, June 18, 2008

Japonkoklapki

Dzisiejsze wywody postanowiłem zakończyć konstatacją, że polscy mężczyżni nie chodzą w klapkach typu japonki zwane również flip-flopsami.

Ja się w nich zadurzyłem 2 lata temu, kiedy w upalnym i wilgotnym Nowym Jorku przechodziłem w nich całe lato, później (już oczywista w innych) kolejne i teraz kupiłem do Polski dwie nowe pary (choć jak sie okazało na miejscu, jest tu trochę chłodniej). Tymczasem japonki widziałem na stopach tylko jednego chłopaka we Wrocławiu jak na razie. Mężczyźni widać wstydzą się swoich stóp pokazywać albo uważają to za niemęskie i w największy upał założą raczej do krótkich spodenek białe skarpetki i adidaski. Tu muszę przyznać, że parę ładnych lat temu też trudno było mi się oswoić z myślą chodzenia w sandałach, co dopiero w klapkach, ale wygoda przede wszystkim, więc przeżyłem...

I na koniec zagadka: która para stóp należy do niżej podpisanego. Podpórka: nie maluję paznokci, a tym razem ze względu na jazdę rowerem założyłem tzw. sandałery :)
I tak wiedziałem, że zdradzi mnie owłosionie na nogach...

Good staw

Właśnie się zorientowałem, że pora trochę polansować najnowszy nabytek naszej podstawowej jednostki społecznej - Kasi rower, który jeszcze nie został zaszczycony zdjęciem. Spieszę to nadrobić...


Odwiedziliśmy tak zwane stawy w Białym Kościele (widać nawet białą wieżę kościoła w miejscowości Biały Kościół). Jeszcze jakby przed sezonem wakacyjnym, więc niewiele tu się działo.

Za to jacyś dwaj chłopcy wykładali brodzik kafelkami. Brodzik znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie wody i po wykafelkowaniu będzie tak jak auto - Brodzik Edition. W poldku nieopodal siedział jakiś gruby majster i co chwilę wychodził z auta, zaciągając się fają, pouczać chłopców.

Cyklistów ciag dalszy

W związku z obietnicą daną wcześniej, że na kolejną przejażdżkę zabiorę już aparat, tym razem zdjęć napstrykałem aż nadto i mam nadzieję, że publikując je tutaj w Waszych oczach się zrehabilituję. Choć aż tak dużo znowu ich nie będzie, ale mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, iż zdjęcia można powiększać, klikając w nie.

Choć nasze tyłki nie przestały boleć (wszak nie jeździliśmy z rok), na miejscu usiedzieć jednak nie mogliśmy. Nie wiem czy oddam wrażenia z naszego pierwszego wypadu (którego graficznie nie zilustrowałem, a który przez swoje widoki z dróg polnych i pagórków oraz wzgórków zaparł aż dech w moich piersiach), ale było - jak to powiedział Polonus z "Kochaj albo rzuć" - tyż piknie. Tutaj mała dygresja na temat irytującego mnie braku umiejętności szybkiego przestawienia się ze starej ibookowskiej klawiatury na pecetowską (albo macbookowską), gdzie ż jest zamienione miejscami z ź. Ale też polskie znaki aktywuje się altem z drugiej strony, czego jeszcze nie potrafię na pamięć opanować. Tyle w kwestii przesiadania się z klawiatury na klawiaturę...


Jakiż to chłopiec piękny i młody? Jaka to obok dziewica? Ona mu z kosza daje maliny, a on nadstawia lica...



Nie patrzę w obiektyw, bo mnie właśnie jakaś komarzyca dziabła. Było trochę wertepów i błota, ale tam gdzie mieliśmy zajechać tam zajechaliśmy. Odwiedziliśmy przy okazji miejsca, w których byliśmy jeszcze "za panienki i kawalera" - jakiś punkt wodny lokalny o nazwie, której genezy nie da się ustalić, Szamotka. I kamionkę wśród lasów - pozostałość po kamieniołomach. Oczywiście Kasia nie doceniła traw, które w ciągu trzech lat mogą zarosnąć polne drogi, więc powrót z haszczy i prowadzenie roweru było wliczone z ryzyko jechania skrótem. Grunt, że między tymi trawskami wciąż nie kichałem. A to zdjęcie zostało zrobione wtedy, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wjechaliśmy w ślepą drogę, choć haszcze były już wokół nas po pachy.




Jestem pozytywnie zaskoczony serwisem Plusa, którego telefony nabyliśmy. Nawet w szczerym polu czy w lesie mam pełny zasięg. Poprawiło się znacznie, bo pamiętam, że parę lat temu z Plusem musiałem biegać na wzniesienie na sadzie, żeby złapać tzw. pole. Nawiasem mówiąc (czyli BTW, jak to piszą, by the way) wrćoiliśmy z dzielnicy zamieszkanej przez latynosów, a w salonie z telefonami zaproponowano nam promocję o nazwie... latynoska.

A żeby nikt się na mnie nie oburzył za tę przeróbkę Świtezianki to pójdzie teraz fragment w oryginale. (BTW woda, którą piliśmy na tej przejażdżce tak się właśnie nazywała).

Jakiż to chłopiec piękny i młody?

Jaka to obok dziewica?

Brzegami sinej Świtezi wody

Idą przy świetle księżyca.



Ona mu z kosza daje maliny,

A on jej kwiatki do wianka;

Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,

Pewnie to jego kochanka.

A na koniec prawdziwy hicior... To zdjęcie wykonałem już w drodze powrotnej - specjalnie się wracałem.

Tuesday, June 17, 2008

Job hunting & mountain biking

Dziś Kasia odebrała rower więc mogliśmy się wspólnie udać na rowerową wycieczkę wzgórkami i pagórkami. Naprawdę nie sądziłem, że pozwoli mi się to tak bardzo zrelaksować i zapomnieć o tym całym zamieszaniu związanym z szukaniem pracy. Ostatnio tak luźno czułem się wskakując do wody na basenie.

Przy okazji dałem podręcznikowo ciała, bo na przejażdżkę nie zabrałem aparatu. Stąd też brak ilustracji do niniejszego wpisu. Ale obiecuję się poprawić podczas jutrzejszej wyprawy (jeśli ból tyłka przejdzie).

Tabletki i krople do nosa przepisane mi przez panią alergolog zadziałały na piątkę, co mnie bardzo cieszy, bo wygląda na to, że na razie pylenie nie będzie dawało mi się we znaki. Wszystko podczas wycieczki przez łąki i lasy pięknie pachniało i wyglądało (nie to co w plastikowym Central Parku). Zahaczyliśmy jak kiedyś o Henryków, gdzie jest klasztor i tablica ze słynnym pierwszym ponoć po polsku wypowiedzianym zdaniem.

Aktualnie przechodzę przez sito rekrutacyjne Google. Jeśli ktoś jest zainteresowany, służę opowieściami.

I jedno wyjaśnienie - ponieważ kilka wpisów niżej wyrażam się pozytywnie o PKP a następnie je zjeżdżam. Otóż znacznie poprawiły się krótkodystansowe przewozy regionalne. Natomiast długodystansowe pośpiechy to wciąż syf.

Za kilka dni powinien się skończyć tryb zbierania aplikacji u kilku firm, do których się zgłaszałem. Niestety większość z nich jest w Warszawie, a tę chciałbym potraktować jako ostateczność, bo chętnie pomieszkalibyśmy we Wrocławiu. Nie po to się wraca, żeby znowu się odizolować od rodziny i znajomych. Niestety Wrocław nie jest silnym ośrodkiem medialnym, więc jest jak jest. W TVP Wrocław zaproponowali mi współpracę za 100 zł od materiału. Dziękuję. Nie chcę wracać do swoich dziennikarskich początków i być znowu na najniższym szczebelku. To już wolę nauczyć się czegoś nowego... W Krakowie wbrew naszym domysłom (a było to żydowskie muzeum na Kazimierzu) nie sprawdzali czy jestem obrzezany.

Oglądanie telewizji pomaga mi tylko utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze robimy nie chcąc posiadać telewizora. Na ekranie widziałem dziś komisję ds. przycisków (o co chodzi? - jestem chyba w większości nieświadomych Polaków) i zapowiedź listu pasterskiego biskupów do wiernych przed igrzyskami w Pekinie (naprawdę). Więc bez telewizora nic nie tracisz a zyskujesz czas i życie, którego nie należy tracić na oglądanie jakichś politycznych dyrdymałów z Warszawy.

Monday, June 16, 2008

Gorzkie żale

Chciałbym chwileczkę popastwić się w tym miejscu nad dwiema firmami - Polamer to mniej pewnie znana w Polsce, ale bliska ludziom, którzy z USA do PL wysyłają paczki bądź też zrobili z tego wysyłania biznes. Druga firma to PKP... Więcej tłumaczyć nie trza...

No więc co nas podkusiło, by za porednictwem wspomnianego Polameru wysłać na raz 5 paczek do Polski 1 maja. Było bliżej naszego miejsca zamieszkania. No więc choć minęło już 6 tygodni paczek ani sladu. Ja rozumiem, że mogą sobie gdzies tam dryfowac, ale problem jest innego typu - do siedziby firmy Polamer w Warszawie dodzwonic sie nie sposob. Caly czas zajete, a po 16 juz tam nikogo nie ma. (Ostatnio sluchawke podniosl "konserwator"). Nie pozostaje nam nic innego jak nadal czekac, tylko ze przesylki wysylane indywidualnie przez inna firme przychodza regularnie. Oto dowód:



O PKP powiem krotko, bo poki nie mamy wlasnego samochodu (choc to się zmieni, gdyż własnie odebrałem prawo jazdy - nasz pierwszy nowy polski dokument tożsamosci) jestesmy skazani na podróże pociągami. Więc wiele już zostało napisane o tym przewoźniku. Ja tylko chciałbym przyznać internetową nagrodę dla pomysłodawcy-projektanta ubikacji w wagonach. Nie wiem kto wpadł na tak cudowny pomysł, by muszlę umiescić dosłownie w drzwiach. Tym samym wchodząc, należy ogromnym krokiem obejsć nad albo wokół tejże muszli, której zawartosć później spuszcza się na tory...

Sunday, June 15, 2008

Drugi tydzień ojczyźniany

Tak tak, to już drugi tydzień w Polsce minął, a zaczyna się trzeci. Trochę się opusciłem z regularnocią wpisów, ale jest duże urwanie głowy z rzeczami różnymi.

Przede wszystkim to zdjęcie powinno znależć się kilka postów niżej, ale dopiero teraz się do niego dogrzebałem. I tak pasuje jak ulał.

To, co mówili znajomi, to prawda. W Polsce jest bardzo drogo. Tę drożyznę zwłaszcza odczuwa się w takich sytuacjach jak nasza obecna - kiedy nie posiadamy żadnego żródła dochodu. Tak więc na razie pieniądze uciekają, ale dzięki rodzicom nie płacimy przynajmniej za spanie i jedzenie.

Jestem bardzo rozczarowany Opolem, które to miasto przeżywa cos w rodzaju smierci klinicznej. Akurat jestesmy tutaj w okresie festiwalowym - niesamowita okazja, żeby zarobić na turystach i warszawskich wazniakach, którzy się lansują z jak najbardziej widocznymi identyfikatorami TVP. Tymczasem sklepy jak zwykle czynne tylko do 14 w sobotę, a później wszystko pozamykane na głucho. Nic się nie dzieje, a nierzadko te same twarze zobaczysz 5 razy dziennie na ulicy w różnych miejscach. Przy czym ogólnie więcej jest kobiet niż mężczyzn...

W ogóle ten festiwal to chyba ratunek dla tego miasta. Dzięki niemu w ogóle Polska może się jeszcze cokolwiek dowiedzieć o Opolu, przynajmniej jaka pogoda... Ubawiła mnie akcja z darmowym koncertem off Opole. Nawet nie zdążyłem pójsc dobrze się temuprzyjrzeć, a scenę zwinęli przed wlasciwym festiwalem. Wiedzialem po latach ubieglych, że tego nie kręcą, by puszczać na żywo, ale aż takiej mistyfikacji się nie spodziewałem.

Dwie pozytywne cechy Polaków zanotowane ostatnio przez moją żonę: w tramwaju wszyscy cio dokladnie wytlumacza trase, w Nowym Jorku w metrze najczęsciej chowają się za gazetą, uciekają w izolację sluchawek na uszach, albo udają sen. Osoba zapytana o trasę, choć jeżdzi nią od lat, odpowie najchętniej moja ulubiona "nie-odpowiedź": "I'm not really sure". Nie byla to regula, ale czesto sie zdarzalo. Druga sprawa to pomocne panie w aptekach, które nie wciskają byle czego, byle klient zaplacil. Doradzą cos tanszego i jak sie okazuje dzialajacego tak samo.

Wciąż czekamy na wymarzoną posadę. Wyjazd do TVP Wroclaw pomógl mi się tylko przekonać, że placą marnie. Na pewno nie pozwoliloby nam sie to utrzymac. Wyjazd do Krakowa tez pomogl mi sie utwierdzic w przekonaniu, ze to nie dla mnie. Ale trzeba bylo spróbować. No nic, czekamy dalej. Choć powoli zaczynam być tą przejsciową sytuacją mocno zmęczony...


Na paczki z Polamera czekamy już 1,5 miesiąca. Odradzam...

Przepraszam za drobne literówki, ale co na tej klawiaturze szwankują ł i s z kreską.

Friday, June 6, 2008

Pierwszy tydzień w ojczyżnie

OTC - czyli leki bez recepty - over the counter - okazuje się, że to pojęcie jest nie tylko znane w Polsce, ale wręcz używane w aptekach. Wzięło się pewnie od zachodnich koncernów farmaceutycznych, a wiele aptek sprzedaje leki OTC taniej w pewne dni i o określonych porach, informując o tym na widocznych tabliczkach właśnie używając określenia OTC. Źargon hurtowników i marketingowców wkradł się w zwykłe polskie życie...

Randka z PKP okazała się zaskakująco miła. Nowe pociągi kolei regionalnych, dość szybkie i bez stukania połączenie pośpiechem z Opola do Wrocławia po wyremontowanych torach. I tylko ten koszt - ok. 50 zł dla dwóch osób w jedną stronę. Ach niech już będzie to prawko, źeby móc kupić samochód...

Mityczne narzekanie Polaków i zrzedłe miny to rzeczywiście mit. Ludzie wydają się zadowoleni z życia.

I na koniec prawdziwy hit - nigdy nie oglądałem tego programu, ale okazało się, że ruda dziewczyna o imieniu Natalia, która odpadła z polskiej edycji show "You Can Dance" kupowała od nas łóżko w Nowym Jorku!!! Kiedy zobaczyłem jej twarz w spotach reklamowych, od razu sobie przypomniałem, że pani, która prosiła o nasz numer coś wspominała o jej tańczeniu w telewizji. Ale numer!!! Choć w sumie dziewczyna postąpiła sprytnie, zamiast czekać na finał programu, w której główną nagrodą jest stypendium w szkole tańca na Broadwayu, pewnie sama pojechała szukać na tymże Broadway szczęścia.

Na razie za NYC nie tęsknimy. Upewniają nas w tym dwie wiadomości - dziś było (według pogody na TVP) 37 stopni C, w co jestem w stanie uwierzyć (w samą porę się ewakuowaliśmy), a po budynkach wspinają się świry (słynny francuski śmiałek wlazł na budynek Timesa).

No i zalecieliśmy...

Piszę po kilku dniach od powrotu na ziemię ojczystą. Dopiero teraz znalazłem chwileczkę wolnego czasu. Nie żeby mnie ojczyźniana rzeczywistośuć zdjęła z nóg... Wcale nie... Całkiem nieźle. Ponieważ nie mamy jeszcze tutaj zorganizowanego życia, "bujamy się między jednymi a drugimi rodzicami, cieszą się coś jakby wakacjami, których nie mieliśmy od dawna... Sprawy biurokratyczne załatwiliśy zaskakująco szybko. Teraz trzeba poczekać miesiąc na dowód, tylko tydzień na prawko, choć z prawkiem a bez dowodu jeździć podobno nie mogę, a może z paszporetm zaryzykuje i z kwitem od wniosku złożonego na dowód...? Okazało się, że osobnych badań wzroku musić nie robię, bo wszystko załatwiłem u jednego lekarza, zaoszczędziwszy przy tym 55 zł ("dam panu na 10 lat, teraz te prawa jazdy takie kosztowne"). Prawko jazdy mogę odebrać nawet z paszportem.
Tak czy inaczej, jest pogoda pięna, a u mnie po 3 latach spokoju występują objawy nawrotu alergii. Wciąż optymistyczni. Wysyłanie listów motywacyjnych i cv odchodzi maszynowo. Są już pierwsze efekty.

Kasia: Ja do Nowego Jorku już nie wracam. Pieniądze uciekają, brak na razie dopływu gotówki. Na szczęście wydatki poniesione i tak były zaplanowane (wymiana dokumentów, telefony), zaś dzięki gościnności jednych i drugich rodziców nic nas więcej przynajmniej na razie obchodzić nie musi. Do pieniędzy zgromadzonych na koncie mbanku nie mam dostępu, gdyż karta się rozmagnetyzowała chyba i czekam 2 tygodnie na następną. Jak tylko będziemy mieli dowody, zakładamy konto w innym banku dodatkowo. Na razie czekamy...