Czas na powrót do bloga. Wakacje, które dla nas tak właściwie istniały tylko w kalendarzu, bo oboje pracowaliśmy w naszych nowych warszawskich miejscach pracy. Dla nieznających tematu: mieszkamy na Mokotowie, pracujemy i na razie Warszawa nam sprzyja, choć jest cholernie droga. Ale z drugiej strony, gdzie nie jest drogo...
Coś jednak korciło, by pokomentować trochę zjawiska zaobserowwane tu i ówdzie, więc dziś przyszła pora na dwie rzeczy - warszawski bieg i fałszywą troskę o środowisko naturalne. Wczoraj było meganagłaśniane wydarzenie, czyli tzw. Human Race organizowany przez firmę Nike. Dla firmy to oczywiście tzw. win-win situation - nie dość, że ludzie płacili wpisowe, żeby dostać koszulke i pobiec, to jeszcze cała akcja ma dla Nike wymiar reklamowy. Ze strony miasta wygladało to mniej więcej tak: weźmiemy udział w tym przedsięwzięciu, udostępniając ulice miasta dla biegaczy (ok. 1 mln wg organizatorów), będzie to wszystko ładnie wygladało w TV na całym świecie, no bo jakże by mogło Warszawy zabraknąć w tym wydarzeniu. Mniej, albo w ogóle natomiast pomyślano o jakiejś organizacji tego wszystkiego. Mam tu na myśli komunikacje publiczną, zdezorientowanych kierowców autobusów, którym pan na przystanku mówił, jak mają dalej jechać objazdami (najwyraźniej kierowcy nie mają radiowego połaczenia z bazą), centrum miasta kompletnie zakorkowane, gorzej niż w popołudniowych godzinach szczytu. Dystans, który normalnie pokonuję w 5-10 minut, wydłużył sie do godziny. Tkwilismy tak sobie w autobusie, a w miedzyczasie uciekały nam bilety na przedstawienie w Fabryce Trzciny. Moje wrażenie jest takie, że władze miasta pozwoliły na bieg, zupelnie nie przygotowując do tego transportu publicznego w myśl znanej i lubianej w POlsce zasady: jakoś to będzie. No i rzeczywiście, jakoś było. Chwała biegaczom i mieszkańcom zamkniętym w puszkach na kołach, że to przetrwali... W końcu trwało tylko godzinke, ale akurat te godzinkę, którą przeznaczyliśmy na dojazd na Pragę.
Oczywiście w większości innych miast na mapie świata biorących udział w tym wydarzeniu ciężar komunikacji w momencie biegu wzięło na siebie metro. W mieście jednej linii metra nie jest to niestety możliwe...
Czas skupić się na drugiej sprawie - tyle sie trąbi o ochronie środowiska i nawet duże sieci handlowe się do tego przyłączyły... Bullshit! Taki Carrefour z tymi swoimi torbami biodegradowalnymi. Wszyustkich robi w konia. Niby taki pro-eko, bo torby i w ogóle, ale na torbach zarabia 60gr (co jestem w sklepie to ludzie ładują w nie zakupy, czyli koszt nie odstrasza), torby ale jesli chciałbyś oddać butelki po piwie, to zapomnij. Raz - trzeba mieć paragon i to nawet przy wymianie butelek pustych butelek na pełne piwa. A np. na takiej Chełmskiej, choć duża tablica mówi, ile kosztują butelki po piwie (kaucja), to butelek nie przyjmujemy, bo alkoholu nie sprzedajemy. To po kiego ta tablica...? Takich absurdów będę notował więcej.
Szkoda tylko, że te sklepowe sieci spożywcze dobijają takie małe indywidualne sklepiki, a później mają klienta w dupie. Bo i tak nie ma wyjścia i do nich pójdzie. Nawet jeśli w Tesco przyjdzie mu stać 42 minuty w kolejce do jednej czynnej kasy (Tesco przy Agorze).
Ale żeby nie było tak zupełnie be przy tym pierwszym po wakacjach wpisie chciałbym ninijszym pochwalić warszawską ofertę basenową. Te ośrodki są naprawdę super i choć niektóre droższe, niektóre tańsze, warszawskie baseny są porządne i zadbane. Polecam Inflancką - 10 zł za 90 minut. To chyba jakiś chlubny cenowo wyjątek.
Monday, September 1, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment